Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2013. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2013. Pokaż wszystkie posty

2 listopada 2013

Emocjonalna architektura

Emocjonalna architektura skryta w zakamarkach każdego serca. Symboliczne wcielenia dokonujące się dzięki temu, co w życiu najważniejsze. Potrzeba mediacji umożliwiającej dotknięcie sedna. Uczucia - silne i głęboko ukryte. Sytuacje – trudne i trwale odciskające piętno na życiu. Ludzie –  którzy się na przemian niszczą i odradzają.

Aspekty codzienności, zwykłego życia jeszcze zwyklejszego człowieka znów stanowiły inspiracje dla Erica –Emmanuela Schmitta. Pisarza znanego ze swych wnikliwych i drobiazgowych obserwacji, lekkiego pióra, dzięki któremu z łatwością, ale i kreatywnością potrafi przekazywać prawdy o życiu - w sposób  ciekawy i nienarzucający się, daleki od moralizatorskiego i dosadnego tonu.  

Na „Małżeństwo we troje” czekałam z utęsknieniem. Jakże wielkie było więc moje zdziwienie, gdy odkryłam, że nie jest to powieść fabularna, jak wyobrażałam sobie po przeczytaniu tytułu; lecz zbiór opowiadań oraz minipowieści. Początkowo poczułam małe rozczarowanie – wszak spodziewałam się książki będącej następczynią takich powieści Schmitta, jak „Przypadek Adolfa H.” czy „Kobieta w lustrze”. Rozczarowanie zniknęło po przeczytaniu kilku pierwszych stron, zmieniło się w zachwyt, który odtąd nie opuścił mnie aż do ostatniej strony. 

„Dwóch panów z Brukseli” to minipowieść otwierająca zbiorek. Zaczyna się nieco banalnie – ot, pewna straszaka otrzymuje spadek. I nie było by nic w tym dziwnego, gdyby nie pochodził on od nieznajomego mężczyzny, który w dodatku - podczas jej ślubu-  także przysięgał przed Bogiem miłość, tyle że, skryty w bocznej ławie kościoła, wraz ze… swoim partnerem. Tworząc kontrastowe –nie tylko pod względem płciowym- ale przede wszystkim pod względem odmiennych zachowań, oczekiwań, a także doświadczeń życiowych pary, Schmitt tak naprawdę polemizuje z ustalonymi normami i schematami. Pokazuje, że to, co przez otoczenie pożądane i zaakceptowane, może w rezultacie przynieść wiele zła i cierpienia. Kreuje tu także wiarygodny portret psychologiczny homoseksualnych par – nie ośmiesza ich, nie umniejsza ich roli, stara się wiernie odzwierciedlić ich uczucia oraz wyjaśnić powody, dla których zdecydowali się na wspólne życie. 

Niezwykle wzruszająca historia, w której przeszłość nieodwołanie namieszała w przyszłości, naznaczyła ją swoim piętnem, zawarta jest w opowiadaniu pt. „Pies”. Jego główny bohater, Samuel Heymann to człowiek surowy, mało wylewny, spokojny, ale i izolujący się od otoczenia, nieznajomy nawet dla tych, którzy żyją obok niego od kilkudziesięciu lat. Zdaje się, że rozumieją go jedynie jego psy. A raczej jeden pies – zawsze o imieniu Argos, zawsze rasy owczarek niemiecki, zawsze o takiej samej maści. Gdy jeden zdycha, Samuel kupuje kolejnego – takiego samego jak poprzedni. Dlaczego to dla niego tak ważne? Co wydarzyło się przeszłości? I wreszcie –jaką tajemnicę skrywa bohater? 

„Małżeństwo we troje” to z kolei opowiadanie, które początkowo nawet mnie nużyło. Coś w nim było nie tak. Czegoś mi brakowało. Jakiegoś elementu zaskoczenia, dowodu finezji czy literackiego kunsztu. Nieco zmartwiona czytałam historię kobiety, której drugi mąż nieustanie przypomina o pierwszym, zachwyca się jego rzekomym i przez nikogo nie potwierdzonym geniuszem, ba, decyduje się nawet na spisanie jego biografii. Kim był ów tajemniczy człowiek, którego nie rozumiała jego żona, a docenił jej drugi mąż? To Schmitt zostawił na koniec – po mistrzowski zaaranżował demaskującą i wyjaśniająca wszystko scenę, tak by czytelnikiem wstrząsnęło. (I wstrząsa – ostatni akapit czytałam dwa razy(!) była tak zaskoczona obrotem spraw oraz słowną wirtuozerią Schmitta.)

Alba –bohaterka „Serca w popiele” - to dojrzała kobieta, artystka, na co dzień często opiekująca swoim chorym, czekającym na przeszczep siostrzeńcem. Jest dla niego niczym druga matka potrafiąca wyczytać z oczu dziecka każdą emocję. I nie było by w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że kobieta ma własnego syna, Thora, z który nie potrafi się porozumieć. Wraz z wiekiem, coraz bardziej się od niego oddala. Gdy nastolatek niespodziewanie ginie w wypadku, zaraz po rodzinnej kłótni, Alba nie potrafi pogodzić się ze stratą, neguje ją, szuka dla siebie usprawiedliwiana, nie potrafiąc go znaleźć swój gniew obraca przeciw siostrzeńcowi, który w tym czasie otrzymuje nowe serce. Nie mogąc się dowiedzieć, kto otrzymał ograny Thora, powiązuje szybko pewne fakty i oskarża syna siostry o kradzież serca jej dziecka, ba, o nawet o morderstwo! W swoich destrukcyjnych myślach i zachowaniu ma popleczniczkę, Vilmę, która podobnie jak ona cierpi po stracie córki. Obie kobiety pragną jednego – odzyskać swoje dzieci. Obie działają autodestrukcyjnie, choć żadna tego nie dostrzega. Co ma się jeszcze zdarzyć, by móc ukoić skołatane myśli? otrzepać serce z popiołów? nauczyć się żyć na nowo?

Ostatnie opowiadanie należy do tych, o których się nie zapomina. Noszące wdzięczny tytuł „Dziecko upiór” opowiada historię małżeństwa, które dowiedziawszy się o genetycznej chorobie swojego jeszcze nienarodzonego dziecka, zdecydowało się je usunąć. Przetrwali tę ciężką próbę, godząc się z losem i uznając za owoc miłości własne małżeństwo. Po tych trudnych momentach przeżywali ponowny rozkwit swych uczuć, pełny niepohamowanej namiętności i czułości; i zapewne trwaliby w tym szczęści do dziś, gdyby nie pewien górski incydent i pewna dziewczyna, która ratując ich z lodowej szczeliny, tak naprawdę zmieniła wszystko. Zburzyła ich pieczołowicie budowany ład, zagnieździła się w zakamarach ich umysłu, nie dając chwili wytchnienia ani momentu zapomnienia. Zaprowadziła ich na sam koniec… 

Całość stanowi fenomenalną wyprawę po krętych ścieżkach uczuć, pełnych niedopowiedzeń, tajemniczości czy cierpienia. Widać, że Schmitt każdemu opowiadaniu poświęcił stosowną ilość czasu. Doprecyzowane fabuły, żywe dialogi pełne uczuciowości, doskonale zarysowani bohaterowie oraz ich charakterystyczne cechy, wartka akacja oraz nieoczekiwane i zaskakujące zwroty, sprawiają, że lektura „Małżeństwa we troje” dostarcza wielu odmiennych wrażeń – po  niedowierzanie i konsternację, przez chwilową odrazę, do zachwytu i euforii. Mimo to, książkę polecam wszystkim – nie tylko tym uczuciowym…  

„Małżeństwo we troje” Eric-Emmanuel Schmitt wyd. Znak
liczba stron: 315
Moja ocena: 10/10


PREMIERA: 6 listopada 2013 r.

*źródło zdjęcia: ZNAK
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...