29 sierpnia 2013

Part 1: Odwlekając radość

Dziś nie będzie recenzji. Zamiast niej chciałabym się podzielić z wami pewnym zaobserwowanym u mnie przyczajeniem? rytuałem? oznaką fobii? Sama nie wiem. Odkąd przekonałam się na własnej skórze, ile radości może dostarczyć czytanie – zbieram książki. Kolekcjonuję je jakby były najrzadszymi okazami sztuki. Nie obchodzi mnie to, że niektóre z nich są drukowane w milionach egzemplarzy. Przecież ja mam swój jeden jedyny, i to się liczy. Jeżeli jakaś książka naprawdę mnie zainteresuje – gdzieś o niej usłyszę, przeczytam na Waszych blogach (o, ja nieszczęsna, ciągle dowiaduje się o nowych, wspaniałych książkach, obiecujących autorach, a funduszy na literaturę – jak na złość - nie przybywa), to nie szukam jej w bibliotekach (choć konta w kilku posiadam), nie szukam jej także na chomikuj.pl, gdzie podobno jest wszystko – bo szczerze nie lubię odbierać sobie tej radości z przekładania papierowych stron; zdecydowanie wolę poczekać i kupić ją. Mieć na własność. Kiedy dana pozycja czeka na zakup, ja czytam o niej co raz więcej i coraz częściej. Upewniam się, że warto w nią zainwestować... 

Wreszcie nadchodzi dzień zakupów (o, cudowna chwilo trwaj!), z których wracam z nową, ale upragnioną, zaplanowaną zdobyczą. Jednak nie rzucam wszystkiego i nie zabieram się za jej czytanie. Spokojnie robię jej miejsce obok „koleżanek” na półce, w między czasie czytam inne książki, czasami kupuję nowe. To takie podświadome działanie, które zdarza się wyłącznie w przypadku książek, na które dane mi było długo czekać i na których bardzo mi zależało. Dziwne, wiem.

A Wy macie podobnie? Czy wręcz przeciwnie – gdy tylko zdobędziecie upragnioną książkę zapominacie o bożym świecie, zaszywacie się gdzieś i ją pochłaniacie? 

9 komentarzy:

  1. Jejku tyle się napisałam i mi skasowało!!!!
    Tak, też tak od niedawna mam, muszę zacząć się chować przed mężem, bo mnie ukatrupi:)
    Pomyśl, że coś Ci po nich zostanie w głowie i lepiej wydać na taki zdrowy nałóg, niż na papierosy, czy piwo, wino, wódkę;P Oczywiście nie można też przesadzać, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chować jeszcze się nie muszę, ale coraz częściej słyszę, żebym rzuciłam choć na chwilę te książki (co za bluźnierstwo!). Też jestem zdania, że nałóg książkowy jest o wiele lepszy od tych, które wymieniłaś. No w moim przypadku to może jest jedynie nieco wyżej od nałogu czekoladowego :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Ja również kolekcjonuje książki. I każda jest dla mnie skarbem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest cudowne (i najodpowiedniejsze) podejście do książek :)

      Usuń
  3. Mam tak samo!!!:) Moje książki są jak przedłużenie moich rąk. Wszędzie targam je ze sobą. Kiedy przeprowadziliśmy się po ślubie do wynajmowanego mieszkania to przez kilka miesięcy zwoziłam je po trochu, aby mieć je wszystkie przy sobie. Niestety mieszkanie okazało się za małe, a mąż denerwował się, że "przecież niedługo i tak się stąd wyprowadzimy!" (szukamy domu), a ja mimo to i tak za każdym razem przemycałam po jednej, dwóch wciśniętej gdzieś w torbie:) Wszystkich nie udało mi się przewieźć, ale jak tylko kupimy dom, to zrobię im taaaaką biblioteczkę, na jaką zasługują :D :D
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Jak kupię nową książkę to również od razu jej nie czytam, za to lubię sobie ją potrzymać, pooglądać okładki, poczytać to, co się na nich znajduje, pozaglądać do środka, policzyć rozdziały, itd. :) I tak przez kilka pierwszych dni, co jakiś czas...:)

      Usuń
    2. Otóż, to zaglądam, przeglądam, podczytuję, ale szczerze przyznawszy nie zdarzyło mi się liczyć rozdziałów :)

      Ja dopiero od niedawna na dobre zaczęłam zbierać książki. Biblioteczka jest na razie jeszcze niewielka - przynajmniej w moim odczuciu, ale skrupulatnie staram się ją powiększać.
      Marzę o własnym gabinecie, gdzie zamiast ścian były by półki z książkami.No może oprócz jednej, przy której stałaby wygodna kanapa i jakiś mały elegancki stolik :)

      Dziękuję za cudowną odpowiedź.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Wiadomo, że wole mieć swój własny egzemplarz, ale tak się niestety nie da. Niekiedy udaje się do biblioteki i tam wypożyczam. Tak, zdecydowanie preferuje książki w wersji papierowej, nikt jej nie zastąpi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja próbuję :)
      Ostatnio nawet udało mi się wymienić jedną z książek Evansa (która, rzecz jasna, mi się nie spodobała) na polską pozycję nieznanej mi dotąd autorki. Tytułu nie zdradzę - jutro recenzja :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...