11 października 2013

Smutne szczęście

Los potrafi zaskakiwać. Odmieniać życie w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Takich, w których na nic się już nie czeka, do niczego nie dąży. Jednak ścieżki, którymi nas wodzi potrafią być nadzwyczaj zawiłe i kręte, trudne do pojęcia. Mogą one przecież niekiedy zaprowadzić do cierpienia, spotęgować ból, samotność czy wewnętrzny sumek. Pierre Peje w swojej - niezwykle melancholijnej, przepełnionej cichym smutkiem - książce zatytułowanej „Siostrzyczka Ewa od kartuzów” przypomina o tym, że nawet w najgorszym cierpieniu można doszukiwać się zmiany… na lepsze(!), dopatrywać się ogromnych pokładów siły mobilizującej do działania.

Główny bohater –Stefan Vollard - to otyły księgarz o fenomenalnej pamięci. Mężczyzna niezwykle cichy, nieśmiały, wiodący uporządkowane i bardzo samotne życie. To wszystko, co budował przez tyle lat; ten swoisty kokon odosobnienia pęka w jednej chwili – za sprawą małej, bezbronnej dziewczynki, tytułowej Ewy, która wpada pod koła jego furgonetki…  Odtąd jego życie zmienia się diametralnie. Choć doskonale wie, że winę za to zdarzenie ponosi Ewa, nie może pozbyć się wyrzutów sumienia. Mógł przecież szybciej zareagować. Może by zdążył. Może dziewczynka nie trafiłaby do szpitala. Mógł przecież ją zabić…

Dziewczynka jednak nie ginie. Zapada w śpiączkę, co dla jej matki, kobiety – dziecka, wiecznej gnającej za wolnością, próbującej wymknąć się rutynie, choć zapewne na swój sposób kochającej Ewę, jest prawdziwym szokiem. Nie potrafi wesprzeć córeczki w tych trudnych chwilach. Tak naprawdę to jej potrzeba ratunku; pomocy, za którą nieustanie goni i której nieustanie szuka. 

Dlatego to Vollard przejmuje opiekę nad dziewczynką. Z oprawcy staje się cierpliwym, wyrozumiałym i troskliwym ojcem. Poznaje trudy rodzicielstwa, ale też i przebłyski jego najpiękniejszych momentów. Wreszcie czuje się potrzebny i w pełni akceptowany. Nie przeszkadza mu nawet to, że dziewczynka nie reaguje na jego słowa, jest zamknięta w swoim własnym ciele... 

„Siostrzyczka Ewa…” to przepiękna, ale i niezwykle smutna, wręcz przygnębiająca opowieść o potrzebie miłości, zrozumienia i akceptacji. Choć akcja toczy się jakby z wolna, niespieszne, książkę pochłania się szybko – nie jest to jednak zadnie łatwe. Czytelnik już od pierwszych stron doskonale wczuwa się w jej smutny nastrój, wie, że z każdą upływającą stroną może być gorzej. I jest... Powieść – na szczęście – nie kończy się happy enedm. Piszę „na szczęście”, bo dzięki temu nie traci ona ani odrobiny na swoim autentyzmie. To właśnie realizm w oddawaniu rzeczywistości - chłodny, konkretny i precyzyjny styl, niekiedy jednak leciutko zahaczający o klimat mrocznej baśni, szczegółowe opisy, rozbudowana składnia i drobiazgowo budowana dramaturgia składają się na fenomen tej książki. Dodatkowym jej atutem są dygresyjne fragmenty poświęcone literaturze, jej ocenie i roli. Nie dziwię się jednak, że je wpleciono, wszak autorem „Siostrzyczki Ewy…” jest człowiek urodzony w rodzinie liońskich księgarzy, powieściopisarz i filozof.

Książkę polecam wszystkim tym, którzy nie boją się smutku...


„Siostrzyczka Ewa od kartuzów” Pierre Peju, wyd. Sic!

liczba stron:180 

Moja ocena: 7/10 

*źródło zdjęcia: Merlin

18 komentarzy:

  1. Kurcze, załamałaś mnie pisząc, że ta książka nie kończy się happy endem. Nie lubię smutnego finału. Nie mogę potem dojść do siebie i przeżywam przez jakiś czas a coś czuje, że w przypadku „Siostrzyczki Ewa…” tak właśnie będzie, gdyż już sama jej historia poruszyła moje serce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam to zaznaczyć, bo zdaje sobie sprawę z tego, że nie każdy jest gotowy na lekturę tak przygnębiającej książki. Ale masz rację, "Siostrzyczka Ewa..." porusza serca.

      Usuń
  2. Akurat lubię takie depresyjne książki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie polecam ci szczególnie tę. Jestem ciekawa Twojego zdania.

      Usuń
    2. Gdy przeczytam i zrecenzuje podeśle ci link :)

      Usuń
  3. Ja podziękuję, nie chcę dobijać się lekturą, tym bardziej że widok za oknem nie napawa optymizmem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, zdecydowanie wolę czytać smutne książki teraz - gdy aura jest równie przygnębiająca. Latem, boję się nawet sięgać po owe pozycje. Nie wychodzi mi ich czytanie.

      Usuń
  4. No nie wiem... Raczej na razie wolę sięgać po takie "odstresowujące" książki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czasami taki powieściowy smutek zmusza do refleksji. Jak widzę to piękna książka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, czytając tę książkę nie uniknie się refleksji, ba, jest ona jej nieodłącznym elementem.

      Usuń
  6. Strasznie mnie zachęciłaś, strasznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nuszę , po prostu muszę ją przeczytać!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jako wielka fanka Iwaszkiewicza zwróciłam od razu uwagę na tytuł. "Siostrzyczka Ewa od kartuzów" i "Matka Joanna od aniołów". Jakież podobne:) Co prawda jedynie na poziomie tytułu, bo treścią różnią się dość znacznie:) Ale i tak zaintrygowało mnie to na tyle, że z chęcią sięgnęłabym po tę książkę. Również dlatego, że lubuje się w literaturze francuskiej i ostatnio sama czytałam pozycje wydawnictwa Sic!, więc z chęcią zapoznałabym się z kolejną:)
    Nie przeraża mnie nawet zakończenie...:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Być może w przyszłości teraz na taką smutną powieść to nie mam nastroju.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...