Pragnienie zmiany. Chęć odcięcia się od bolesnych wspomnień i nużącej teraźniejszości.
Marzenie, któremu bezwzględnie się podporządkowano. I efekt nie do końca taki,
jakiego się spodziewano. Jednym słowem: życie! – w jego czystej, każdemu znanej
formie, bez zbędnych upiększeń i idealizacji. Podobne do każdego innego
istnienia – pełnego prób, porażek, błędów, ale i sukcesów czy chwil uniesień. Egzystencja
rytualna (?), powtarzalna(?) nudna (?)…
Książka Jay’a Pariniego nosząca nieco perwersyjny
tytuł „Gry miłosne” na pewno do nudnych nie należy. Wręcz przeciwnie – czyta się
ją z zapartym tchem, odkrywając kolejne faty z życia głównego bohatera, Alexa
Massoliniego, który latem 1970 roku porzucił studia i wyjechał na włoską wsypę,
Capri, by odnaleźć siebie, przewartościować własne życie i uporać się z
tragiczną śmiercią brata. W tym pomóc ma nowa praca w charakterze sekretarza jednego
z najbardziej uznanych współczesnych twórców literackich – Ruperta Granta. Alex
nie tylko chce pracować dla tego człowieka, on pragnie się od niego uczuć – sam
jest niespełnionym poetą, marzycielem i idealistą. To właśnie te cechy sprawią,
że bardzo szybko ulegnie apodyktycznemu sposobowi bycia Granta, zostanie przez
niego niejako wchłonięty, pozbawiony tej części jestestwa, która stanowi o jego
niepowtarzalności. Znajdzie się w samym centrum intelektualnych zależności oraz
erotycznych manipulacji.
Na Capri pozna smak nie tylko regionalnych
przysmaków i doskonałych trunków, pozna smak miłosnej żądzy, silnego pożądania
oraz niewinnej przyjaźni damsko –męskiej; zmierzy się z oszczerstwami i kpinami
na swój temat. Dojdzie do tego, że będzie rywalizował z Rupertem o jego muzę –
młodą kochankę, delikatną i naturalną Angielkę, w żaden sposób nie pasującą do
despotycznej osobowości pisarza. Ale/ Capri to wyspa pozorów i tajemnych
układów….
Wraz z ubywająca liczbą stron, czytelnik
obserwuje metamorfozę Alexa, który z niezdecydowanego i rozchwianego chłopca,
staje się świadomym mężczyzną, znającym własną wartość i umiejącym o nią
zawalczyć. Przeradza się w człowieka, który mimo własnych słabości i niedociągnięć,
wie po co żyje i jest w stanie to skrupulatnie realizować. Jednak zanim to
uczyni, musi się wyplątać z pajęczyny układów, zobowiązań i… nieodwzajemnionej,
destrukcyjnej miłości.
Oprócz głównego wątku, jakim są bez wątpienia
losy Alexa i jego konfrontacja z dalekim mu światem „wielkiej literatury”, ważne
miejsce w tej powieści odgrywają dygresje na tematy literackie toczone zwykle
pomiędzy Grantem a jego przyjaciółmi, także pisarzami. Najczęściej bohaterowie
ci są autentycznymi postaciami z literackiego półświatku, i tak odnajdujemy tu:
Grahama Greene’a, W.H. Audena czy Howarda Austena. Sam Rupert Grant był
wzorowany na Robercie Gravesie. Ponadto w „Grach miłosnych” pobrzmiewają echa
wojny w Wietnamie oraz jej tragicznych skutków. Niejednokrotnie w tej kwestii
padają dobitne słowa, ironizujące polityczne poczynania ówczesnego prezydenta
USA, Nixona.
Jest to powieść napisana z rozmachem, ale i
wyczuciem, swego rodzaju taktem, wrażliwa na piękno oraz cierpienie. Wartka
akcja – opowiedziana mistrzowskim stylem Pariniego - uwodzi czytelnika,
przenosząc go w klimatyczny rejon włoskiej wyspy, gdzie osobowości się
przenikają, wojna jest tematem odległym, a króluje szeroko pojęta sztuka. „Gry
miłosne” to książka wielopłaszczyznowa, opowiadająca o intelektualnych
poszukiwaniach, emocjonalnym dojrzewaniu – metamorfozie, którą przynosi (i wymaga)
samodzielne życie. Dlatego „Gry miłosne” polecam wszystkim – bez wyjątku!
„Gry miłosne”
Jay Parini, wyd. Świat Książki
liczba
stron: 318
Ech, przeczytałam jednym tchem - Ty to mnie zawsze oczarujesz. Nie mam wyjścia - dodaję do chcę przeczytać :)). Dzięki x.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę. Przyznam, że sama nie spodziewałam się aż tak dobrej lektury :)
UsuńBrzmi bardzo intrygująco. Ostatnio czytałam pewną włoska powieść, która na swój sposób oczarowała mnie klimatem, atmosferą i swego rodzaju osobowością. Widzę, że powyższa książka również jest niezwykle ciekawa i wielopłaszczyznowa, dlatego dam jej szansę, jak trafi tylko w moje.
OdpowiedzUsuńFakt, "Gry miłosne" to bardzo klimatyczna opowieść. Mam nadzieję, że jeśli uda ci się ją przeczytać, nie zawiedziesz się jak ja.
UsuńUdało Ci się mnie zachęcić. Lubię takie klimatyczne powieści.
OdpowiedzUsuńSuper! Bardzo się cieszę.
UsuńMoże kiedyś wpadnie w moje ręce, ale póki co nie dodaje ją do swoich planów.
OdpowiedzUsuńRozumiem :)
UsuńI tym razem to nic dla mnie. Sama okładka wzbudza we mnie dreszcze.. Jeszcze Włochy, które Pani Kosowska tak bardzo mi obrzydziła... Tylko mała wzmianka o nich sprawia, że mówię nie. No i w ogóle to nie moje klimaty ;)
OdpowiedzUsuńCóż, nie każdego da się zadowolić. Zresztą, nie na tym to polega :)
UsuńNie słyszałam o książce, a Capri z Twojej recenzji mnie już oczarowało:)
OdpowiedzUsuńCapri z "Gier miłosnych" to cudowna, ale i nieco tajemnicza wyspa, która silnie oddziałuje na bohaterów. Czasami miała wrażenie, że jest ona jakby jeszcze jedną postacią - łączącą wszystkie inne.
UsuńPowiem Ci, że mnie zainteresowałaś, lubię autentyczne postacie, gdy są przemycane do fabuły, brzmi naprawdę zachęcająco,a tytuły wcześniej nie znałam :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że udało mi się Ciebie zainteresować.
Usuń