Muszę tam
być. To jedno zdanie kołatało mi się od chwili, gdy przejrzałam program
tegorocznych Targów Książek w Warszawie. Po prostu muszę. Nie wiem jak, nie
wiem czym, ale wiem kiedy. W sobotę.
Żaden inny dzień nie wchodził w rachubę. I nie chodziło o to, że w pozostałe
nic się nie działo, że nie było promocji czy wywiadów. Bo oto w ogóle nie
chodziło mi, kiedy postanowiłam jechać. Był jeden cel. Jedna misja. A
mianowicie:
Eric – Emmanuel Schmitt
Jeśli ktoś odwiedzał już jakiś czas mojego bloga, to wie, że mam bzika na punkcie twórczośći tego autora, więc gdy przeczytałam, że gościem honorowym targów jest Francja, a jednym z ważniejszych jej przedstawicieli będzie mój ukochany pisarz, wcale się nie zastanawiałam nad podróżą. Wyjechałam w sobotę koło 10 rano. Humor mi dopisywał, pogoda także. Jadąc, słuchałam radia i wywiadów oraz audycji z targów. Ktoś powiedział, że wybierając się na nie, trzeba zabrać ze sobą wygodne buty i ogromne pokłady cierpliwości. Miałam się dopiero przekonać, co to tak naprawdę znaczy...
Gdy dotarłam na miejsce, tłum ludzi wylewający się zewsząd ogarnął mnie. Tłum ludzi
z książkami pod pachą, w torbach, w ręku. Jakkolwiek poczułam się trochę
zagubiona, to widok tych wszystkich osób mnie ucieszył. Zarejestrowałam się i
zaczęłam… przeciskanie się i poszukiwanie Schmitta. Kto był, zapewne
potwierdzi, że wcale nie było łatwo poruszać się miedzy stosikami. W końcu
jednak dopchałam się do stoiska Znaku i jak się okazało… na darmo. Bowiem
koniec kolejki, która ustawiła się po autograf od Schmitta był ponad 30 metrów
dalej! Cóż, ustawiłam się grzecznie na samym końcu i czekałam (choć ta czynność nigdy nie wychodziła mi dobrze). Posuwaliśmy się w ślimaczym
tempie, ale i tak byłam szczęśliwa. Gdy jednak dzieliło nas mniej niż 5 metrów
od pisarza, organizatorzy poinformowali, że… TO KONIEC. Możecie sobie tylko
wyobrazić moje rozczarowanie… Ale widocznie nie tylko ja się rozczarowałam, bo
panie stojące przede mną z żalu? złości? czy czegokolwiek innego,
zainterweniowały. Koniec końców, obiecano nam, ze gdy tylko Schmitt skończy
udzielać wywiadu, wróci do nas. Odetchnęłam z ulgą… Przynajmniej czekanie nie
było tak męczące, bo było z kim interesującym porozmawiać. Jakoś zleciało w
końcu, przedreptałam i znalazłam się przy Schmitcie. A o to efekt:
Autograf dostałam na mojej ulubionej książce Schmitta, tj. "Kiedy byłem dziełem sztuki", której recenzję możecie przeczytać TU. |
A więc
wypełniłam misję i teraz gdy mam jego podpis, a nawet zdjęcie, mogę śmiało
powiedzieć, że było warto. Było warto czekać blisko dwie godziny w tej kolejce!
Potem mogłam
wreszcie połazić tak na prawdę po targach. Obejrzałam prawie wszystkie stosika. Zebrałam
zakładki, ulotki etc., kupiłam sobie nawet materiałową torbę z książkowym nadrukiem, ale książek sobie za wiele nie przywiozłam. „Schmitta”
wzięłam z domu, a na targach zakupiłam tylko dwie pozycje. I tak właśnie prezentują się moje targowe zdobycze:
Prawda, że świetny ten nadruk? :) |
Chyba za późno się wzięłam za to zbieranie, bo już mało co zostało... |
Przyznam jednak, że
spodziewałam się większych promocji, bo obniżka 25% to dla mnie po prostu za mało.
Zazwyczaj kupuję książki z 35% lub większym rabatem. A na targach były przeważnie poucinane „końcówki”. Ja jednak nie przejmowałam się tym za
wiele - wiadomo dlaczego!
Byłam na
targach. Zobaczyłam je od kuchni. I zdobyłam podpis autora, którego książki
mnie zachwycają, który sprawia, że widzę bardziej i czuję więcej, a więc i
zwyciężyłam :)
Na koniec
przytoczę jeszcze jedną wypowiedź pewnego pana, który przeciskając się miedzy
półkami i ludźmi, powiedział pełen zdziwienia, pukając się w głowę, że to nie
do pomyślana mówić, że Polacy nie czytają. Należy się jednak obawiać, że
czytają ciągle ci sami… Świetnie to ujął!
A Wy byliście na targach? Jakie macie wrażenia czy spostrzeżenia? Czekam na Wasze komentarze :)
Pozdrawiam
nieidentyczna
Ja niestety nie byłam na targach nad czym bardzo ubolewam, ale trudno się mówi. Siła wyższa :)
OdpowiedzUsuńTeż mam taką torbę z tym zajefajnym nadrukiem :)
Torba świetna! Zazdroszczę, ja miałam za daleko :(
OdpowiedzUsuńNiestety nie byłam, więc wrażeniami się nie podzielę ;( ale liczę na to, że w przyszłym roku mi się uda :).
OdpowiedzUsuńP.S. Sekretny język kwiatów czytałam w pierwszym wydaniu i bardzo mi się podobał - ciekawa jestem, jakie ty będziesz miała o nim zdanie.
Super wpis! :) Ja w tym roku na targach nie byłam ze względu na maturę, ale w przyszłym - kto wie, może się wybiorę :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę pobytu na targach XD Wszyscy tak zachwalają i mają tak miłe przeżycia, a ja nie byłam! W sumie mam za daleko i byłam akurat na wycieczce, ale i tak żałuję, że nie pojechałam ;) Gratuluję spotkania z autorem. Jak byłam na katowickich targach też sobie sprawiłam taką torbę, tylko z innym nadrukiem - dumnie ją noszę ^^
OdpowiedzUsuńzaczarrowana
Nie bylam i zazdroszczę tym, którzy byli. Torbę widziałam już dawno w sieci, ale spotkanie z panem Erickiem to zaskoczenie. Nie wiedziałam, ze i on miał być.
OdpowiedzUsuńPiękne łupy!
OdpowiedzUsuńJa na targach nie byłam, bo wcześniej udało mi się być na śniadaniu z Cecelią Ahern i zwyczajnie nie zdązyłabym ogarnąc powrotu do domu, gdybym jeszcze skusiła się odwiedzić stadion...
Ale Tobie zazdroszczę i gratuluję łupów!:)
Ja również nie byłam na targach, bo podobnie jak Scathach musiałam po śniadaniu z Cecelią wracać do domu :) Ale obiecałam sobie, że za rok na pewno przybędę. Koniecznie!
OdpowiedzUsuńFajnie, że jednak udało Ci się dobić do ulubionego autora ;) Ja na targach nie byłam, ale za pół roku muszę w końcu pojawić się na tych organizowanych w moim województwie, chociaż na pewno tak spektakularne jak w Warszawie to one nie będą.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę wizyty na Targach. Może uda mi się kiedyś dołączyć do reszty blogerek...Cieszę się, ze zdobyłaś autograf swojego ulubionego pisarza :) Wiem jaka to radość czytać osobistą dedykację :)
OdpowiedzUsuńAż miło czytać, że udało Ci się spotkać z tak lubianym autorem :) Wyobrażam sobie te emocje, zresztą sama lubię Schmitta :)
OdpowiedzUsuńSuper, że udało Ci się zdobyć podpis ulubionego autora. :) Ja na Targach w Warszawie nie byłam, ale w tym tygodniu stawiałam pierwsze nieśmiałe kroki na dwóch spotkaniach autorskich - z Katarzyną Bondą i Markiem Krajewskim. Jestem bardzo szczęśliwa :))
OdpowiedzUsuńOstatnie zdanie mnie rozbroiło :D Ale taka prawda :D
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nigdy nie byłam na żadnych targach bo mam po prostu bardzo daleko, ale mam nadzieje że może na przyszły rok uda mi się gdzieś wybrać :D A promocje faktycznie prawie żadne :/
OdpowiedzUsuńFantastyczna torba, to trzeba przyznać :) Miałam na targach się pojawić, ale uczelnia, rzecz wredna i podstępna skutecznie pokrzyżowała mi plany.
OdpowiedzUsuńThievingbooks.blogspot.com
"Kiedy byłem dziełem sztuki" to pierwsza książka autora jaką czytałam i mam do niej ogromny sentyment. :)
OdpowiedzUsuńEchhh zazdroszczę. Ja nie miałam jeszcze okazji zawitać na Targach
OdpowiedzUsuń