Tym razem
ten fenomenalny wirtuoz słowa przenosi czytelników w krainę nieco trącącą mityzmem,
gdzie świat niejako się zatrzymał, gdzie nie ma wyraźnej granicy pomiędzy przeszłością,
teraźniejszością a przyszłością. I choć obszar, na którym rozciąga się ta odrealniona
kraina można odnaleźć na mapie – są to bowiem okolice Beskidu Niskiego – jego niepowtarzalnego
charakteru, przesiąkniętego smutkiem, stagnacją oraz prostotą już niekoniecznie.
Bohaterowie „Opowieści galicyjskich” to prości ludzie, którym przyszło zmierzyć
się z przełomowym, wręcz epokowym, wydarzeniem. Otóż, ich monotonne ale jakże
poukładane życie zostaje zburzone w chwili, gdy upada komunizm, a miejscowy PGR
zostaje zlikwidowany.
Ludzie ci
muszą zmierzyć się z szarą i brutalną rzeczywistością. Poradzą sobie tylko
nieliczne jednostki, takie jak pan Władek, który swoją karierę zaczynał bardzo
ostrożnie, wykupując najpierw przydrożny kiosk. Sklep ten w okresie komuny był
zwykłą, zwartą bryłą wciśniętą pomiędzy taki sam nudny i brzydki miejski
krajobraz. Jednak od czasu, gdy przejął go Władek zmienił się diametralnie – to
najbardziej kolorowy obiekt w całej mieścinie przyciągający codziennie tłumy gapiów (a co za tym idzie i klientów). Takich miniopowieści z dopracowanymi i „krwistymi”
bohaterami, dobrymi dialogami i tym specyficznym stasiukowym stylem nieco gawędziarskim,
nieco melancholijnym jest tu znacznie więcej, i mało które – jak to wspomniane
powyżej – kończy się dobrze.
Opisy życia
mieszkańców, ich drobne sukcesy i większe porażki Stasiuk opisuje wręcz z namaszczeniem.
Chłodno, precyzyjnie, rzeczowo, ale i plastycznie, uwzględniając przy tym całą
masę drobnych szczegółów. Dzięki temu czytelnik „wchodzi” niejako do kręgu znajomych
narratora – człowieka z zewnątrz - i
przygląda się wraz z nim życiu tych ludzi, które obfituje w liczne bijatyki,
pijackie libacje, nieliczne chwile uniesień, częstsze momenty zwątpienia i
stagnacji. Odczuwa wraz z nimi tę dziwną, niewyjaśnioną pustkę nieopuszczającą kart
książki nawet na moment.
„Opowieści…”
to jakby utrwalona na piśmie relacja na żywo z małej mieściny, w której doszło
do niewyobrażalnych przemian. To reportaż, zapis dziejowych zmian, na który
składa się kilkanaście opowiadań – na pozór w ogóle ze sobą niepowiązanych,
jednak w rzeczywistości połączonych ze sobą miejscem, czasem oraz pewnymi powtarzanymi
lub dopowiadanymi faktami.
Polecam wszystkim
tym, którzy nie boją się podejmować czytelniczych wyzwań. Warto!
Myślę, że proza Stasiuka zadowoli nawet najbardziej wymagające osoby.
Myślę, że proza Stasiuka zadowoli nawet najbardziej wymagające osoby.
„Opowieści galicyjskie" Andrzej Stasiuk, wyd.
Czarne
liczba stron: 99
liczba stron: 99
Moja ocena: 7/10
źródło zdjęcia: Wydawnictwo Czarne
Brzmi całkiem interesująco. Dotychczas czytałam raptem jeden reportaż, ale o dziwo pochłonęłam go z żywym zainteresowaniem, dlatego myślę, że i powyższej książce chyba również dam szansę poznania.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że cię zainteresowałam. Chciałam jeszcze uściślić, że to nie typowy reportaż lecz opowiadania z pewnymi cechami tego gatunku.
UsuńUwielbiam te książkę. Film na jej podstawie zresztą też:)
OdpowiedzUsuńFilmu, co prawda, nie widziałam, ale wiele o nim słyszałam. Może obejrzę go w wolnej chwili...
UsuńMiałam z autorem spotkanie niezbyt udane, ale dam mu jeszcze szansę i być może to będzie ta pozycja, która prezentujesz :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że nie przeczytałam jeszcze wszystkich stasiukowych dzieł. Która z jego książek aż tak cię zawiodła?
UsuńNie znam, ale z chęcią bym się zapoznała! Lubię tego typu przekaz.
OdpowiedzUsuńWidzę, że mamy podobne gusta literackie :)
UsuńZachęcam do zapoznania się z "Opowiadaniami...".
Lubię wyzwania więc czemu nie.
OdpowiedzUsuńI to mi się podoba! :)
UsuńJeśli spotkam, to z pewnoscia przeczytam.
OdpowiedzUsuńZapraszam również do siebie ;) Właśnie pojawiła sie nowa recenzja.