23 sierpnia 2014

Sobowtórom mówimy NIE!

Źródło: klik
Podwójne życie pięknej kobiety w świecie, gdzie rządzi nienawiść i zdrada, a spirala przemocy nie ma końca...

"Na całym świecie znają mnie pod wieloma nazwiskami. Dawno temu, kiedy byłam tylko jedną osobą, nazywałam się Stephanie Patrick. Ale teraz już nikt jej nie pamięta. Czasami nawet ja sama". Jako zabójczyni na usługach tajnej agencji antyterrorystycznej Stephanie rozpracowuje tajemniczy projekt "Gemini". Za tym kryptonimem może kryć się wszystko: siatka terrorystyczna, międzynarodowa organizacja przestępcza, wielka mistyfikacja. W drugim wcieleniu Stephanie prowadzi zupełnie inne, chronione siecią misternych kłamstw, życie zwykłej kobiety, która ma dom i ukochanego mężczyznę. Te dwie rzeczywistości różnią się od siebie tak, jak ona sama różni się od postaci, których role odgrywa. Ale im bardziej zbliża się do rozwiązania zagadki "Gemini", tym bliższe jest zabójcze zderzenie jej dwóch światów...

Dziś zaczęłam nietypowo, bo od okładkowego opisu książki Marka Burnella „Sobowtóry”…

Przyznajcie, że w jakimś stopniu jest intrygujący! Zarys głównej bohaterki jawi się tajemniczo i ciekawie. Oto, opowieść o kobiecie na pewno pięknej i przebiegłej, która wiedzie podwójne życie budowane na kłamstwach i intrygach. Jest w końcu zawodową zabójczynią(!), która aktualnie rozpracowuje jakiś ważny projekt. Co kryje się za dziwną nazwą „Gemini”? Czy naszej bohaterce uda się dojść do prawdy? Jak ona działa? Ma wypracowaną własną metodę, czy dostaje wytyczne „z góry”? Kim jest naprawdę? Jak udaje jej się ukrywać własne życie i to, czym zajmuje się na co dzień? Jak to się stało, że została członkiem organizacji antyterrorystycznej? Gdzie działała? Co robiła? Jaka jest jej przeszłość? Te pytania nasunęły mi się od razu po przeczytaniu powyższego opisu. I pewnie wielu z Was przyszły do głowy podobne. To przecież całkiem normalne, że gdy dostajemy fragment ciekawie zapowiadającej się historii, zastanawiamy się często jak potoczy się ona dalej, czym zaskoczy. Wynikająca z tych przypuszczeń niewiedza i chęć poznania skłania nas do lektury. Tak było też w tym przypadku…

Jednak moje oczekiwania nie pokryły się z tym, co przeczytałam. A raczej zmęczyłam, bo lektura tej powieści do przyjemnych nie należała. Styl, jakim operuje Burnell, jest przerażająco szczegółowy, przez co przytłaczający. Nie wystarczy mu powiedzieć, że dany bohater czytał książkę, ale że czytał książkę w miękkiej okładce (jakby to coś zmieniało!). Ja wiem, że ten drobny przykład może wydawać się śmieszy i że mogę tu wyjść na czepialską, ale wierzcie mi, czytając całą powieść takie niepotrzebne zdania i szczegóły spotyka się często, a to przecież męczy i nuży, ale też odsuwa uwagę od istotnych kwestii. Autor ma również skłonność do niezwykle drobiazgowego tłumaczenia czytelnikowi, gdzie znajduje się dany bohater. Używa przy tym masy nieznanych mi nazw własnych, których czasem nie umiem nawet odpowiednio przeczytać (no bo niby skąd mam znać chińskie albo marrakeszańskie nazwy?). 

Akcja właściwa, a więc ta dotycząca rozpracowywania przez Stephanie tajemniczego projektu, przeplata się z jej osobistymi przemyśleniami i wspomnieniami. I tu też muszę przyznać, że owa akcja też nieco się dłuży i nuży. Może przez częste odniesienia do historii (ale ja lubię historię, więc może jest inna przyczyna?). Zdecydowanie lepiej zaś wypadają te intymne zwierzenia bohaterki, które przypominają wyrwane, czasami niechronologicznie przytaczane, kartki z pamiętnika. To dzięki nim poznajemy prawdziwą Stephanie. Poznajemy jej uczucia, obawy, lęki. Dowiadujemy się nieco o jej przeszłości. W ogóle, postać głównej bohaterki jest całkiem zręcznie nakreślona –ma ona swoje zdanie, swoją przeszłość, ale i w nikłych zarysach przyszłość, o której marzy. I choć teraz jest mocno zagubiona, szuka własnej tożsamości. Z jednej strony jest niezwykle zdeterminowana i pewna siebie, z drugiej – słaba i delikatna. Kreacja ta jest mocno zindywidualizowana, pełna sprzeczności,  przez co choć jej niektóre elementy zapadają w pamięć i skłaniają do przemyśleń. Inni bohaterowie jakoś mi się zlewali, często myliłam ich, przez co gubiłam się w akcji i musiałam wracać do tekstu. 

Jak to już kiedyś napisałam przy innej książce – miało być „ach” i „och”, a jest „uff” – że się skończyło! Zamiast frapującej opowieści o kobiecie prowadzącej podwójne życie, dostałam nudnawą, miałką historię bez prawdziwie żywej, dramatycznej akcji. Broni się tu jedynie pomysł fabularny i kreacja Stephanie, reszta niestety kuleje. Mam więc nadzieję, że nie powstaną sobowtóry tej książki, a nawet jeśli –to że na nie trafię i nie będę musiała się znów męczyć. 

„Sobowtóry” Mark Burnell, wyd. Amber
liczba stron: 351
nieidentyczna

50 komentarzy:

  1. Eh, a już myślałam, że to będzie coś fajnego;/

    OdpowiedzUsuń
  2. A zapowiadało się tak ciekawie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę, a już myślałam, że będzie to kolejna książka "do przeczytania" :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz pozostaje ją jedynie wpisać na listę "wystrzegaj się jak ognia".

      Usuń
  4. Bardzo podoba mi się tytuł Twojej recenzji:) A taka drobiazgowość, rzeczywiście w pewnym momencie zaczyna być uciążliwa dla czytelnika. Tak poza tym, gratuluję CI szczerze, że Twoja recenzja została opublikowana na łamach Fanbooka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Troszkę nad nim myślałam :) - bo planowałam początkowo inny. Miło, że ktoś to docenił.
      Dziękuję też za gratulacje :)

      Usuń
  5. No, rzeczywiście, opis brzmi ciekawie, ale jak widać został zmarnowany ;/ A szkoda...

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapowiadało się ciekawie, szkoda. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie także :(
      Ale co tam. Są inne książki.
      Pozdrawiam także :)

      Usuń
  7. Mnie zawsze śmieszy jak się nastawię na ochy i achy a później chce mi się płakać, że zabrałam się za takie bzdury, bo niepotrzebnie się nakręcam przed lekturą a później żałuję ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ciężko się nie nakręcać i podchodzić tak obojętnie/neutralnie do książek. Naprawdę ciężko...

      Usuń
  8. Opis wydawał się ciekawy, a tak... szkoda, że książka okazała się rozczarowująca. Obyś w przyszłości natrafiała na jak najmniej tego typu pozycji! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No też mam nadzieję, że takich bubli będzie jak najmniej :P

      Usuń
  9. Ee, już sama okładka by mnie zniechęciła, serio ;) kojarzy mi się z podróbką Bonda. A Twój opis utwierdził mnie tylko w przekonaniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też nieco skojarzył się z Bondem tylko w wersji kobiecej...

      Usuń
  10. Nudna, miałka historia? Takim książkom zdecydowanie mówię NIE! Dzięki zatem za ostrzeżenie.

    OdpowiedzUsuń
  11. drobiazgowe tłumaczenia, zazwyczaj określam jako mianem zapychacza. Szkoda, iż okazała się ta pozycja takim utrapieniem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Utrapienie to dobre słowo na określenie tej ksiażki :)

      Usuń
  12. Zgadzam się, że taka szczegółowość może na dłuższą metę męczyć. Chyba nie będę szukać tej książki jakoś specjalnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tu Cię rozumiem, ba, gdybyś mimo wszystko jej szukała - próbowałabym Cię od tego odwieść!

      Usuń
  13. Mnie już sama okładka odrzuca - jest taka sztuczna, mdła... szkoda, że treść wtóruje okładce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, już dawno oduczyłam się oceniać książki po okładce. Czasami te piękne niosą za sobą beznadziejną treść, czasami jest odwrotnie. Zresztą ocena okładki zależy od gustu i poczucia estetyki czytelnika, więc jest to sprawa bardzo subiektywna.

      Usuń
  14. Ach, te kiczowate okładki wydawnictwa Amber...;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak pisałam wyżej - nie oceniam książek po okładce...

      Usuń
  15. Okładka jakaś dziwna, a treść też słaba, więc dzięki :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Dzięki za ostrzeżenie. Będę się trzymać z daleka od tej książki....

    OdpowiedzUsuń
  17. Fajnie, że kreacja głównej bohaterki się broni, ale jednak w przypadku tego typu książek sprawnie tocząca się akcja, która zajmuje czytelnika jest równie ważna. Nie będę szukała tego tytułu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tak. Brakowało mi tu prawdziwie dynamicznej akcji.

      Usuń
  18. Ja po tą książkę nie mam zamiaru sięgać :)

    OdpowiedzUsuń
  19. No to spasuję. Nuda nie jest mi potrzebna.

    OdpowiedzUsuń
  20. Na pewno będę omijać i to szerokim łukiem. ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. No to już wiem, że jak kiedykolwiek zobaczę tą książkę na półce, mam uciekać gdzie pieprz rośnie. Byle nie za szybko, aby przypadkiem foto radar zdjęcia mi nie zrobił :)
    A gdy zobaczyłam okładkę, od razu skojarzyło mi się z filmem „I kto to mówi”. Jakbym widziała Kirstie Alley tylko dla odmiany z pistoletem, a nie z dzieckiem na rękach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że jak tak się przyjrzeć - to rzeczywiście Kirstie Alley!

      Usuń
  22. Mnie okładka kojarzy się z filmami akcji z lat 90. Trochę ładne, trochę kicz :) Książki zdecydowanie nie przeczytam, dlatego że wydaje się mocno niedopracowana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie Ci się wydaje. Omijaj ją szerokim łukiem. Tak będzie najlepiej i najbezpieczniej :P

      Usuń
  23. Oczywiście po takiej recenzji od ksiazki będę trzymać się z daleka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie właśnie zapewnienie chciałam uzyskać od Was po tej recenzji!

      Usuń
  24. Słyszę po raz pierwszy, ale mam nadzieję, że nie dane będzie mi jej przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja mam nadzieję, że jej nie spotkasz na swej czytelniczej ścieżce :)

      Usuń
  25. strasznie nie lubię takich lektur, po przeczytaniu których czuje się zniechęcenie...szkoda, ze nie przypadła Ci do gustu, ale nic na siłę, ja się w każdym razie za nią nie zabiorę;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nikt takich lektur nie lubi ;(
      No i dobrze zrobisz, że nie będziesz się brała za tę książkę. Nie warto!

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...