Życie niekiedy doświadcza nas okrutnie,
sprawia, że przestajemy wierzyć w poprawę, tracimy nadzieję, a to czyni z nas
zimne i puste marionetki działające mechaniczne
- takie, które nie zastawiają się nad niczym, a kierują się jedynie
instynktem samozachowawczym. Wojna to właśnie taki okres, kiedy ludzie w panice
i popłochu przybierają zwierzęce maski, zapominają o godności i
człowieczeństwie. Wiadomo, często od tego zależy ich przeżycie…
Bohaterka „Listów miłości” Marii Nurowskiej –
Elżbieta Elnser jako młoda dziewczyna wraz z ojcem trafia do warszawskiego
getta. Początkowo radzą sobie tam całkiem nieźle, ale wraz ze stale rosnącą
nienawiścią okupantów względem Żydów i zaogniającym się konfliktem, ich
sytuacja się pogarsza – aż dochodzi do momentu, gdy grozi im śmierć z
wycieńczenia i głodu. Wtedy Elżbieta postanawia wziąć sprawy w swoje ręce.
Musi. Jej ojciec całkowicie się załamał, stracił ducha. Poddał się, po
prostu. Ale ona nie chce umierać! Jest
za młoda, więc walczy, próbuje, stara się. Ale sytuacja, w której się znalazła
nie daje jej wielu możliwości. Nie całkiem więc świadoma tego, co ją czeka –
zgadza się zostać prostytutką. I to paradoksalnie ratuje jej życie i pozwala na
ucieczkę z getta.
Tam, na wolności, trafia do domu zupełnie przypadkowej
i obcej kobiety, która narażając siebie i swoją rodzinę, postanawia jej pomóc. Uciekinierka
staje się nawet członkiem jej rodziny, żoną jej syna - doktora oraz matką
dziecka. I tu mogłoby się zdawać, że los odmieni się niełatwe przecież życie Elżbiety,
niestety skrywana przeszłość nieuchronnie za nią podąża i nie daje o sobie
zapomnieć. Tym bardziej, że pojawia się upiór z przeszłości…
Maria Nurowska stworzyła niesamowicie złożoną
kreację kobiety pełnej sprzeczności. Elżbieta jest pełna obaw, lęków,
niepewności. I choć przy boku Andrzeja odnalazła niewątpliwe spokój i miłość,
to nie potrafi wyznać mu całej prawdy o sobie. Pisze więc listy – niezwykle
intymne, osobiste, pełne jej własnych przemyśleń i refleksji, w których opisuje
całe swoje życie, ujawnia swą ciemną stronę, wyjawia swe tajemnice. Listy te są
więc dla niej rodzajem terapii, rozrachunku z samym sobą– wyznawszy w nich
winy, kobieta niejako uwalnia się od nich i ciążącej jej przeszłości.
Autorka posługuje się przejrzystym stylem,
zręcznie kreśli kolejnych bohaterów. Niestety, jeśli chodzi o tło wydarzeń tu
jest nieco gorzej. Pani Nurowska chyba za bardzo skupiła się na przeżyciach
wewnętrznych głównej bohaterki, ale jeśli jej rozważania oraz przyczyny pewnych
zachowań miały być wiarygodne i w pełni zrozumiane, to lepiej by było, gdyby
więcej miejsca poświęciła na opis wojny czy życia w getcie. Jasne, mając pewną
wiedzę na temat II wojny światowej, motywacje działań Elżbiety są jasne, ale nie
zaszkodziłoby, gdyby takie informacje znalazły się również w książce. To
dodatkowo wzmocniłoby siłę przekazu oraz jeszcze bardziej uwiarygodniłoby
opisywaną historię.
„Listy
miłości” to w rzeczywistości intymna spowiedź kobiety, która pod warstwą
pozorów i małych kłamstewek skrywa okrutną prawdę o sobie samej. To powieść
pełna emocji i seksualności. Elektryzująca. Pobudzająca. Paraliżująca i
wstrząsająca. Niełatwa, ale warta przeczytania i przemyślenia. Polecam.
„Listy
miłości” Maria Nurowska, wyd. W.A.B.
Liczba stron: 263
Moja
ocena: 7,5/10
Życzę udanego weekendu :)
Pozdrawiam
nieidentyczna
Nie słyszałam o tej książce Nurowskiej. Muszę jej poszukać...
OdpowiedzUsuńZachęcam do lektury!
UsuńPierwsze słyszę :) moze byłaby ciekawa, ale nie sięgam po książki, których nie sprawdziłam rzetelnie ;) musi minąć trochę czasu, jak się gdzieś na nia natknę to moze wtedy :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że jej od razu nie skreślasz...
UsuńNa mnie słowo 'niełatwa' w kontekście książki działa jak magnez :)
OdpowiedzUsuńOooo! Mam tak samo :)
UsuńWydaje się bardzo interesująca. Z chęcią po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Cię zainteresowałam.
UsuńNie słyszałam nigdy wcześniej o tej książce, ale muszę przyznać, że zaintrygowałaś mnie swoją recenzją. Skoro jest to pełna emocji i seksualności historia, to ja bardzo chętnie się z nią zapoznam, bo lubię takie elektryzujące klimaty.
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że powinna Cię zaciekawić!
UsuńJeśli książka należy do literatury epistolarnej to trochę się jej obawiam. I choć sama fabuła naprawdę mnie zainteresowała, to forma listów mnie nie przekonuje. Chyba, że w tym wypadku mamy do czynienia, zarówno z normalną prozą jak i prowadzoną przez bohaterów korespondencją. Co do samej Nurowskiej, moja mama strasznie mnie zachęca do poznania twórczości autorki:)
OdpowiedzUsuńTo się są takie zwyczajne listy. Owszem wiele tu przemyśleń i rozterek głównej bohaterki, ale konwencja powieści epistolarnej została tu zachwiana. Bowiem pojawiają się dialogi, opisy sytuacji "podane w nielistowny sposób" :) Mam nadzieję, że wiesz - mniej więcej - o co mi chodzi.
UsuńUwielbiam dobrze sportretowane kobiece sylwetki. Muszę koniecznie przeczytać tę książkę Nurowskiej.
OdpowiedzUsuńW takim razie ta książka powinna przypaść Ci do gustu, bo główna bohaterka to kobieta niezwykła.
UsuńPierwszy raz widzę tę książkę, ale to lektura dla mnie. Lubię emocjonalne powieści!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę i zachęcam do lektury!
UsuńMam kilka książek tej autorki w domu ale brakuje mi czasu by je przeczytać...
OdpowiedzUsuńRozumiem Cię. Mam tak samo w wielu przypadkach, ale tu popisałam się i "Listy miłości" czkałam już dwukrotnie :P
UsuńDla mnie ta książka jest świetna, ja uwielbiam twórczość Nurowskiej. Świetna recenzja :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa!
Usuń"Listy miłości" to na razie moje pierwsze spotkanie z autorką, Ale na pewno nie ostatnie. Spodobał mi się styl jej pisania.
Z trudnymi powieściami, trudno mi się utożsamiać, a co dopiero je przeczytać, do tego potrzeba odpowiedniego nastroju. Na pewno w jesienne dni, takich chwil będzie dużo, więc wtedy postaram się jej poszukać i zaznajomić się z tą pozycją.
OdpowiedzUsuńCzytałam ostatnio inną książkę Nurowskiej, "Hiszpańskie oczy", i właściwie byłam zadowolona z lektury. Od tej pory noszę się z zamiarem poznania lepiej jej prozy. O tej książce nie słyszałam, nawet nie kojarzę okładki. Chętnie zobaczę, co autorka nam w niej przygotowała.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej o tej książce. A muszę przyznać, że lubię czytać na temat tragicznych wydarzeń związanych z wojną, odkąd przeczytałam w gimnazjum „Kamienie na szaniec”. Co ja mówię! Nie lubię, bo tego się nie da lubić, tego nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Ale ciekawią mnie te wydarzenia. Ujawniają przez nami czytelnikami prawdę bez żadnego fałszu, obłudy. Tylko ostatnio tyle książek zostało wydanych o wojnie, że nie wiadomo na co się zdecydować… Ale zachęciłaś, więc będę mieć tą pozycję na uwadze.
OdpowiedzUsuńPo tej ksiażce musiałam wziąć detoks od Nurowskiej - w porównaniu do "Miłośnicy" czy "Domu na krawędzi", wypadła bardzo słabo. Widzę, że Ciebie też denerwował słabo wykreowany świat przedstawiony - ja nie mogłam zdzierżyć też samej Elżebiety, która powielała schemat często wprowadzany przez autorkę (biedna zagubiona, ale jednak silna i dziesięciu adoratorów do okoła). Dziękuję za przypomnienie o autorce, chyba w końcu przyszedł czas na powrót do jej prozy :D
OdpowiedzUsuńTo akurat zdecydowanie nie dla mnie książka, ale nie wątpię w to, że jest dobra :)
OdpowiedzUsuńA ja się dam przekonać i chętnie po nią sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńZraziłam się do tej autorki i nie mam zamiaru sięgać po jakiekolwiek jej książki;)
OdpowiedzUsuńCzasami sięgam po książki autorki, a widzę że tę książkę warto przeczytać - będę o niej pamiętać.
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę i muszę z żalem przyznać, że po jej lekturze na dłuższy czas odstawiłam Nurowską... Po czasie znów się do niej przekonałam, ale w dalszym ciągu nie wspominam miło tej książki, a wszystko za sprawą głównej bohaterki... :)
OdpowiedzUsuńlubię książki Nurowskiej ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka smutna i na pewno niełatwa, ale mam ochotę ją przeczytać. Szkoda tylko, że zbyt mało w niej opisów życia w gettcie, bo to chyba najbardziej by mi się podobało, lecz mimo to myślę, że warto by było po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńjuż jakiś czas temu chciałam przeczytać coś tej autorki teraz już wiem co przeczytam, przekonałaś mnie zdecydowanie!
OdpowiedzUsuń