Chyba każdy wie,
jak dziś trudno o dobrą pracę, która może zapewnić godny byt dla naszej
rodziny. Ciężko odnaleźć się w tak wielkiej konkurencji. Ciężko spełnić co
chwilę rosnące wymagania. A najciężej pogodzić się z tym, że zaangażowanie,
solidna praca, przykładność i nadgodziny często wynagradzana są jedynie marną pensją.
To demotywuje. Dlatego też wielu ludzi, nie tylko młodych, decyduje się na emigrację
zarobkową. Wyjeżdżają oni za chlebem, bo liczą, że za granicą znajdą lepsze
warunki i oferty pracy. Niestety często okazuje się, że zagraniczna
rzeczywistości mało różni się od tej w Polsce…
Łucja Fice w
swojej książce „Wyspa starców” przedstawia nam historię Gabryśki, która w imię dobra
rodziny, a przede wszystkim ukochanej córki, zdecydowała się wyjechać do
Wielkiej Brytanii, by tam podjąć pracę w charakterze opiekunki do osób
starszych. To wbrew pozorom naprawdę ciężka i odpowiedzialna praca. Gabryśka niekiedy całodobowo opiekuje się schorowanymi staruszkami
– myje ich, karmi, zmienia pampersy, gotuje i znosi ich humory, wysłuchując często
licznych narzekań i utyskiwań. Rzadko kiedy może liczyć na zwykłe „dziękuję”. W
swojej pracy styka się z różnymi ludźmi, odwiedza ich domy, wnika w ich życie i
obserwuje różnorodność ludzkich charakterów. Są przecież staruszkowie, którym
przeszkadza dosłownie wszystko, którzy myślą, że jeśli płacą za pomoc, to
kupują także i człowieka, który godzi się im pomagać, ale są też i cisi, spokojni,
nieskarżący się na nic i w samotności znoszący własne cierpienia.
Przedstawienie tego zróżnicowania w obrębie „klientów” bohaterki jest
niewątpliwie najciekawszym punktem całej powieści.
Bo historia choć
miała w sobie potencjał i zachęcała aktualną tematyką, wypadła naprawdę słabo. Styl,
w jakim została napisana, odstrasza i irytuje. Wszechobecny patos, wzniosłość i
na siłę dobierane tzw. „wielkie słowa” nie sprzyjają lekturze, ba, sprawiają,
że opisywane wydarzenia stają się sztuczne, mało realne, a czasami nawet
żałosne czy naciągane. No, bo nawet jeśli pewien staruszek zabił w przeszłości brutalnie
kobietę, w której się zakochał, a która okazała się prostytutką i jeżeli ten
wątek wprowadza się do powieści, to – pomijając brak wiarygodności - warto by,
przynajmniej wg mnie, zatroszczyć się o choćby najmniejsze przemyślenia głównej
bohaterki na ten temat. Tę kwestię jednak rozwiązano inaczej – dziesięć zdań po
odkryciu tej wstrząsające prawy ów schorowany staruszek - morderca umiera. Umarł,
więc po co się rozwodzić nad jego błędami. O zmarłych wszak źle się nie mówi. Koniec.
Kropka. Niby prawda, ale – powtórzę pytanie - po co więc było wprowadzać ten
wątek?
Wracając do języka,
oprócz tego, że przepełniony patosem, był on – zwłaszcza w opisach uczuć –
nazbyt ckliwy, sztucznie poetycki, a przez to znów mało wiarygodny. Nikt już
chyba nie mówi: Nie mogę o tobie
zapomnieć. Nie mam z kim dzielić moich snów. (…) W mojej klitce, którą obecnie
zajmuję, panuje cisza. I nie mam jej czym rozproszyć. Nie ma tu kwitnących kwiatów
jak w BP, które razem sadziliśmy. Tylko ty wciąż rośniesz we mnie bujną, zieloną
trawą. W korekcie dopatrzyłam się natomiast kilku drobnych błędów stylistycznych
i braków znaków diakrytycznych, ale na to można przymknąć oko.
Czego znów
zrobić nie można w ocenie całej tej historii. Skumulowało się tu wiele wątków,
ale tylko niektóre z nich doczekały się pełnej realizacji (w sumie nic
dziwnego, trudno opowiedzieć wszystko na raptem 155 stronach) – reszta została
porzucona, często w najciekawszych momentach. Gabryśka to bohaterka nijaka,
mimo swego dojrzałego wieku (55 lat) często zachowuje się jak niedoświadczona młódka.
Jej sylwetka została słabo nakreślona – tak naprawdę mało o niej wiemy (raptem
kilka faktów, których pewnie i sami moglibyśmy się domyślić).
Wierzcie mi,
że z wielkim entuzjazmem podchodziłam do tej książki. Jej opis był prosty, ale interesujący.
Oto historia kobiety, która z dala od rodziny, przyjaciół i domu, ciężko
pracuje, by zarobić na chleb. Pracę ma niewdzięczną, bo musi zajmować się
osobami starszymi i schorowanymi, ale - jak pisano – nie poddaje się. A jej
życie w Wielkiej Brytanii to „kronika niewesołych przypadków dojrzałej Polki ”.
No z tym ostatnim mogę się zgodzić – wesołe to to nie było, ani przyjemne w
czytaniu… A szkoda!
„Wyspa
starców” Łucja Fice, wyd. Warszawska Firma Wydawnicza
Liczba
stron: 155
Moja
ocena: 3/10 (za zajęcie
chwilki czasu, potencjał i wspomnianą różnorodność w opisach kolejnych
przypadków staruszków)
Pozdrawiam
nieidentyczna
Tak ją zjechałaś, że na pewno nie sięgnę... Ale takie opisywanie w kilku zdaniach jakiegoś wątku to jest naprawdę wielki minus, no chyba że autor robi to umiejętnie i nie jest to nic bardzo znaczącego, ginie w natłoku innych wątków. Tutaj wydaje mi się, przykro to mówić, że książka nie powinna była sie ukazac, a mam takie wrazenie w stosunku do coraz większej liczby lektur
OdpowiedzUsuńBardo ciekawy pomysł. Myślę, ze kiedyś ją przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że przestrzegasz przed tą książką, bo sama dałabym się złapać na ten ciekawy opis. A szkoda czasu na mierne lektury, kiedy w kolejce czeka tyle ciekawych. ;-)
OdpowiedzUsuńOj, nienawidzę jak styl pisania przepełniony jest patosem i sztuczną poetyckością. Już sam ten fakt skutecznie mnie odstrasza do zapoznania się z tą pozycją. W każdym razie nie zamierzam jej szukać.
OdpowiedzUsuńPomysł na fabułę faktycznie fajny (mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała podejmować się takiej pracy jak bohaterka). Ten przytoczony cytat jest straszny. Jeśli tak wygląda całość...
OdpowiedzUsuńJuż sam pomysł na fabułę mnie nie interesuje, więc i tak bym nie sięgnęła po tę powieść. Tym bardziej po zapoznaniu się z Twoją recenzją. Patos, sztuczność, nie kończenie wątków...
OdpowiedzUsuńNo to mnie odstraszyłaś, tym bardziej, że mam chwilowo sporo planów czytelniczych i nie chcę marnować czasu na tak słabe powieści...
OdpowiedzUsuńNie mam ochoty i czasu na książkę, z której nie będę mogła czerpać radości i przyjemności :/
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie okazała się być tak dobra. Kiepski styl może zepsuć naprawdę obiecującą lekturę.
OdpowiedzUsuńW takim razie jak większosc pewnie nie przeczytam tej ksiazki. Szkoda czasu.
OdpowiedzUsuńNie lubię takiego patetycznego stylu pisania. Z tego jak nakreśliłaś fabułę uważam, podobnie jak Ty, że ta historia miała potencjał. Szkoda, że nie został wykorzystany :)
OdpowiedzUsuńTym razem myślę, że ta książka by do mnie nie trafiła ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka ma tak wiele wad. W innym wypadku chętnie bym ją poznała.
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo okładka przyciąga wzrok. Tak jak napisałaś, gdy czytałam początek Twojej recenzji, naprawdę książka ma potencjał, szkoda jednak wykonania, widać pomysł to nie wszystko
OdpowiedzUsuńCzytałam całkiem inną o tej książce. Teraz już nie wiem, co myśleć...Najlepiej ,jak sama sprawdzę, której opinii jest warta :)
OdpowiedzUsuńTe przytoczone przez Ciebie fragmenty rzeczywiście są jakieś takie sztuczne i wymuszone, Szkoda, że samo wykonanie kuleje, bo cała historia ma potencjał, który mnie zainteresował. :)
OdpowiedzUsuńTematyka wydawałaby się interesująca i... tak bardzo nie lubię, gdy szansa na dobrą książkę zostaje zaprzepaszczona. Cóż, patrząc na Twoją niską ocenę, raczej nie warto po nią sięgać.
OdpowiedzUsuńOj skutecznie się przestraszyłam tej książki :D
OdpowiedzUsuńKurczę. Tak fajnie się zapowiadało... Ale cóż chyba należy przyjąć do wiadomości iż nie jest to pozycja warta chwili poświęcenia. I nie wiem czemu, ale już sama okładka mnie odstrasza.
OdpowiedzUsuń